W języku polskim funkcjonuje przysłowie „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Obecna eskalacja napięcia na linii Moskwa-Kijów i rosnące zagrożenie dla Ukrainy jest dobrym testem prawdziwych intencji zachodnich partnerów Kijowa.

Ósmego kwietnia z pilną wizytą do stolicy Ukrainy udał się szef MSZ Polski Zbigniew Rau. Podróża ta ma oczywiście związek z koncentracją sił rosyjskich przy granicy ukraińskiej i spekulacjami o możliwej agresji Moskwy. Rau został zaproszony przez szefa ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułebę, zaś ten podkreślił, że Polska to „długoletni sojusznik i niezawodny przyjaciel” Ukrainy. W ramach wizyty zaplanowano też spotkanie szefa polskiej dyplomacji z ukraińską delegacją do trójstronnej grupy kontaktowej w sprawie uregulowania konfliktu w Donbasie. To jest bardzo znaczący fakt. Sygnał ze strony Kijowa, że strona ukraińska jest niezadowolona z dotychczasowego funkcjonowania tzw. formatu normandzkiego i prowadzonych w jego ramach rozmów roboczych w Mińsku. W Kijowie twardo mówią, że nie chcą więcej prowadzić takich rokowań w stolicy Białorusi – co ma oczywiście związek z wydarzeniami w tym kraju, zbliżeniem Łukaszenki do Rosji i kryzysem w stosunkach białorusko-ukraińskich. Ukraina chce zmienić lokalizację rozmów – w tym kontekście pada też nazwa Polski.

Wizyta Raua w Kijowie i jego spotkanie z ukraińskimi negocjatorami mogą być więc wcale nieprzypadkowe. Obecna ekipa rządząca w Kijowie nie jest tak uległa przede wszystkim Niemcom, jak poprzedni prezydent Petro Poroszenko. Zełenski jest gotów dążyć do zmiany formuły rokowań ws. Donbasu i większego zaangażowania w nie USA, Wielkiej Brytanii i ich sojuszników w Europie Środkowej, na czele z Polską. Format normandzki (Rosja, Ukraina, Niemcy, Francja) przez siedem lat nie dał żadnych pozytywnych efektów jeśli chodzi o zakończenie konfliktu w Donbasie. Co więcej, Paryż, a przede wszystkim Berlin wyraźnie stawiają wyżej relacje z Moskwą, niż pomoc Kijowowi. Najlepszym dowodem jest sprawa Nord Stream 2, projektu zabójczego dla Ukrainy. Również w ostatnich tygodniach, gdy rośnie napięcie na granicy ukraińsko-rosyjskiej, to nie Berlin i nie Paryż spieszą z wyrazami poparcia dla Ukrainy i krytyki poczynań Rosji.

Dziś Kijów może liczyć przede wszystkim na USA i mających sceptyczne podejście do Rosji innych członków NATO, z Polską, Litwą, Wielką Brytanią i Kanadą na czele. Polska i Litwa to dziś kluczowi członkowie NATO, zarazem bliscy sojusznicy USA, którzy mocno współpracują z Ukrainą. Przykładem kwestia dostaw gazu z USA, via terminal LNG w Świnoujściu na Ukrainę (porozumienie trójstronne zostało podpisane już jakiś czas temu), ale też choćby tzw. trójkąt lubelski, regionalny format konsultacji politycznych Polski, Ukrainy i Litwy, czy działająca wspólna wojskowa jednostka Litwy, Polski i Ukrainy.

To właśnie ministrowie obrony Polski i Litwy brali udział w zorganizowanej przez ministra obrony Wielkiej Brytanii wideokonferencji poświęconej sytuacji na Ukrainie, z udziałem jeszcze przedstawicieli USA i Kanady. Jak przekazano potem w komunikacie Pentagonu, było to spotkanie krajów, które „wnoszą kluczowy wkład w pomoc na rzecz bezpieczeństwa Ukrainy”.

Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.
[CZYTAJ TEN ARTYKUŁ]

This article originally appeared on the Warsaw Institute think tank website.
[READ THIS ARTICLE]

ZOBACZ TAKŻE:

Szef MSZ RP: „Ukraina ma prawo się bronić!”: Polska pomoże oprzeć się agresji Federacji Rosyjskiej