Dywagacje na temat rzekomego wyjścia Polski z Unii Europejskiej – od brytyjskiego pierwowzoru nazwanego „Polexitem” – przypominają deliberacje na temat potwora z Loch Ness, o którym mówiło wielu, ale którego nie widział nikt.

Dominik Szczęsny-Kostanecki

Publicysta

Na początek cytat. Bynajmniej nie ze współcześnie czynnego polityka, ani też z mniej lub bardziej opiniotwórczego medium. Poniższe słowa pochodzą z klasyki literatury polskiej – z jednej z najpoczytniejszych powieści W. Gombrowicza Ferdydurke:

„A teraz przybywajcie, gęby! Nie, nie żegnam się z wami, obce i nieznane facjaty obcych, nie znanych facetów, którzy mnie czytać będziecie , witam was, witam, wdzięczne wiązanki części ciała, teraz niech się zacznie dopiero – przybądźcie i przystąpcie do mnie, rozpocznijcie swoje miętoszenie, uczyńcie mi nową gębę, bym znowu musiał uciekać prze wami w innych ludzi i pędzić, pędzić, pędzić przez całą ludzkość. Gdyż nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka”.

Jak można się łatwo domyślić, jedną z tez niniejszego felietonu jest ta właśnie, iż Polexit jest jednocześnie humbugiem, czyli bytem wirtualnym oraz rodzajem Gombrowiczowskiej „gęby”, którą środowiska opozycyjne – z małymi wyjątkami – chcą przyprawić obecnej władzy, by, przestraszywszy polskie społeczeństwo doprowadzić do przesilenia politycznego. Powodem dla takich oskarżeń ma być kombinacja dwóch elementów: odmowy wykonania przez rząd Warszawie dwóch orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Strasburgu (TSUE) a także protestu przeciwko uznaniu prymatu prawa wspólnotowego nad prawem krajowym.

Zacznijmy od pierwszego. Najpierw, w lipcu bieżącego roku, rzeczone TSUE orzekło, iż działalność funkcjonującej od 2018 r. Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego nie mieści się w porządku prawnym Unii Europejskiej. Jak można przeczytać w komunikacie prasowym Trybunału z dn. 14 lipca 2021:

„Polska naruszyła[…] prawo Unii, ponieważ powierzyła Izbie Dyscyplinarnej, której niezawisłość i bezstronność nie są zagwarantowane, właściwość do orzekania w sprawach dotyczących statusu sędziów i asesorów sądowych oraz pełnienia przez nich urzędu, takich jak z jednej strony sprawy o zezwolenie na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej lub tymczasowe aresztowanie sędziów lub asesorów sądowych oraz z drugiej strony sprawy z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych dotyczące sędziów Sądu Najwyższego i sprawy z zakresu przeniesienia sędziego Sądu Najwyższego w stan spoczynku”.

Należy w tym momencie wyjaśnić, iż sprawa ta już wkrótce stanie się bezprzedmiotowa. Podstawą do takiego wnioskowania jest stosowny fragment wywiadu, którego kilka dni temu Jarosław Kaczyński udzielił na antenie radia RMF FM. Padła w nim obietnica likwidacji Izby Dyscyplinarnej, nazwanej instytucją zanarchizowaną (już wcześniej obiekcje co do jej prawomocności zgłaszał prezydent). Jeśli słowa takie padają publicznie z ust człowieka nie bez kozery, choć nieco żartobliwie nazywanego trzecim Naczelnikiem Państwa, to przy obecnym modelu sprawowania władzy w Polsce, w praktyce należy uznać je za obowiązujące prawo.

Drugą sprawą rozpatrywaną przez TSUE przeciwko Polsce była działalność kopalni węgla brunatnego w kopalni Turów (znajdującej się blisko polsko-czesko-niemieckiego trójstyku granic). Za pretekst posłużyła rzekoma degradacja środowiska naturalnego w Czechach, które wystąpiły ze stosowną skargą. W efekcie w maju Trybunał orzekł, iż:

„Polska zostaje zobowiązana do natychmiastowego zaprzestania wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Podnoszone przez Czechy zarzuty dotyczące stanu faktycznego i prawnego uzasadniają zarządzenie wnioskowanych środków tymczasowych”.

Następnie, we wrześniu, za niewykonanie powyższego wyroku, Trybunał nałożył na Polskę drakońskie kary finansowe wysokości ok. pół miliona euro dziennie. Rząd w Warszawie nie ugiął się pod tą presją i ani kopalni nie zamknął, ani żadnych pieniędzy nie wypłacił. Likwidacja nie wchodziła w grę tak samo bezapelacyjnie, co haracz, ponieważ sąsiadująca z kopalną Turów elektrownia węglowa – czwarta pod względem mocy w Polsce – produkuje aż 5% krajowego prądu. A zatem na 38 milionów mieszkańców kraju nad Wisła (dla uproszczenia przyjmijmy 40 milionów) 2 miliony, a zatem więcej niż cała Warszawa, otrzymuje prąd właśnie z Turowa.

Oba orzeczenia spotkały się nie tylko ze zrozumiałym oporem, ale i z kontrakcją. Oto w ostatnich dniach rodzimy Trybunał Konstytucyjny orzekł, że na podstawie traktatów podpisywanych w momencie przystąpienia do Unii Europejskiej w 2004 roku, Polska zawarowała sobie wyższość prawa krajowego nad prawem wspólnotowym – z wyłączeniem tych obszarów , w których wyższość ta może zostać delegowana na mocy Konstytucji RP z 1997 roku. Do obszarów tych nie należy ustrój sądów powszechnych – a takim par excellence jest Sąd Najwyższy. Jeśli Warszawa mimo wszystko godzi się na likwidację Izby Dyscyplinarnej SN, należy to odczytywać jako ustępstwo motywowane potrzebą pozyskania pieniędzy z tzw. unijnego Funduszu Odbudowy – a więc środków przeznaczonych na odbudowę gospodarek europejskich po przejściu huraganu, jakim była pandemia koronawirusa.

Jak staraliśmy się wykazać, w żadnym z powyższych sporów między Warszawą a Brukselą, ani na moment nie padła groźba opuszczenia Wspólnoty. Jedyne, czego Polska wydawała się domagać, było zachowanie własnej podmiotowości.

Polexitu nie będzie z tego prostego względu, że za pozostaniem w Unii Europejskiej opowiada się 90% Polaków, przy czym nie jest powiedziane, że pozostałe 10% domaga się wyjścia – w liczbie tej znajdują się również niezdecydowani. Partie stawiające ten postulat w swoim programie skazują się na marginalizację – patrz: Konfederacja.

Polexitu nie będzie z tego prostego względu, że się Polakom nie kalkuluje. Ludzie są mniej lub bardziej lotni intelektualnie, jednak co do zasady liczyć potrafią. Opuszczenie Unii nie opłaca się polskiemu rolnikowi, przedsiębiorcy eksportującemu swe towary do Niemiec, czy zwykłemu użytkowni ścieżki rowerowej lub drogi lokalnej.

Polexitu nie będzie również ze względów aksjologicznych: Polska zbyt długo funkcjonowała niejako poza Europą, by tak szybko dać się z niej wypchnąć z powrotem w ramiona Rosji. Podświadomie czujemy, że wyjście z Unii byłoby cywilizacyjnym regresem, rezygnacją z łacińskiego dziedzictwa, w którym tak silnie tkwią korzenie naszej tożsamości.

Dominik Szczęsny-Kostanecki