101 lat temu, w nocy z 4 na 5 stycznia 1919 r. endecy przeprowadzili nieudany pucz, którego celem było obalenie Naczelnika Piłsudskiego i rządu Jędrzeja Moraczewskiego. Tzw. zamach Januszajtisa zakończył się totalną klapą i blamażem jego realizatorów.

Pierwszym posunięciem pułkownika Januszajtisa było zajęcie Komendy Miasta. Tam, wraz z grupą sfanatyzowanych towarzyszy ogłosił, że odtąd władze obejmuje Roman Dmowski i Józef Haller. Już w tej chwili pucz zaczynał przybierać charakter groteski, ponieważ obaj nominowani przywódcy byli w tym czasie w Paryżu.

By utrwalić swą władzę, rozkazał Januszajtis wezwać pododdziały 21 pp i aresztować Szefa Sztabu – gen. Szeptyckiego. Jednak ten został szybko uwolniony przez przypadkowy patrol, po czym generalskim rykiem przywołał do porządku mijane oddziały niedoszłych zamachowców i objął nad nimi dowodzenie. W efekcie żołnierze 21 pp oddali się pod jego rozkazy i otoczyli Komendę Miasta aresztując własnych przywódców.

Inna grupa endeckich puczystów rozpoczęła aresztowania członków rządu. I tu nie obyło się bez farsy. Ministra Spraw Wewnętrznych – Thugutta mieli zamachowcy na miejscu rozstrzelać, ale ten po prostu nie wpuścił ich do mieszkania. Po oddaniu kilku strzałów przez drzwi napastnicy uciekli myśląc, że załatwili sprawę. Tymczasem cały i zdrowy minister szybko chwycił za telefon podnosząc alarm. Dodzwonił się jednak do opanowanej przez puczystów komendy Miasta i wkrótce został zatrzymany przez kolejny „podjazd”.

Innych członków rządu endecy aresztowali, ale nie wiedząc co z nimi zrobić, powsadzali do samochodów i jeździli z nimi po całej Warszawie. W końcu zdecydowali się wywieźć ich do Poznania, ale drogi już były zablokowane. Pozostało zamknąć ich w lokalu endeckiego stowarzyszenia „Rozwój” po czym o aresztantach… zapomniano. Dopiero kilka godzin po spacyfikowaniu zamachu, Kasprzycki z Berbeckim odnaleźli rząd Moraczewskiego.

Najgłupiej jednak wypadli puczyści, którzy mieli aresztować samego Naczelnika Piłsudskiego. Dwóch wojskowych – Pawliś-Piechurski i W.Kozłowski (jeden bez przydziału, drugi kapral), przyjechali samochodem pod Belweder i uzbrojeni w granaty zameldowali się w adiutanturze. Oznajmili, że przyszli aresztować Naczelnika. Na co usłyszeli od pełniącego służbę por. Stamirowskiego – „To ja was aresztuję”.

Według innej wersji, Stamirowski wpuścił jegomościów do środka, oznajmiając, że zaraz przyprowadzi Piłsudskiego, po czym wychodząc zamknął zamachowców na klucz.

Piłsudski po powrocie do Belwederu zbeształ jedynie nieudolnych puczystów w ostrych słowach, po czym najagresywniejszych kazał pozamykać w aresztach domowych na słowo honoru. Żaden jednak słowa nie dotrzymał, wszyscy dali nogę. Ścigać warchołów Piłsudski nie kazał. Ośmieszenie było gorszą karą.

Źrodło: Facebook, grupa Józef Piłsudski

PRZECZYTAJ:

Testament Józefa Piłsudskiego

Tak Piłsudski uratował Europę!!!

Piłsudski o Rosji: Zawsze będzie imperialistyczna!

Romuald Szeremietiew: Józef Piłsudski jak drogowskaz

"Odbywa się zamach stanu, ale to szopka, nie zamach" – Józef Piłsudski.101 lat temu, w nocy z 4 na 5 stycznia 1919 r….

Gepostet von Józef Piłsudski am Samstag, 4. Januar 2020