Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powtórzył, że przystąpienie Ukrainy do NATO jest „najgorszym scenariuszem”, wymagającym od Rosji „podjęcia aktywnych działań w celu zapewnienia własnego bezpieczeństwa”.
Jakie to działania, Pieskow nie sprecyzował, ale w tym przypadku wyjaśnienie w zasadzie nie jest potrzebne, albowiem wojna to wojna. To właśnie wojną Kreml straszy Ukrainę i Zachód, gdy pojawia się kwestia integracji euroatlantyckiej kraju nad Dnieprem. Tymczasem mówimy o prawie suwerennego państwa do zawierania sojuszy i formowania bloków, a to nie do Rosji należy decyzja, w jakich blokach i sojuszach znajdzie się Ukraina. Jednak Moskwa jest głęboko przekonana, że suwerenność Ukrainy – jak i każdej innej byłej republiki sowieckiej – jest kwestią warunkową, że taka suwerenność może mieć miejsce w ramach WNP (Wspólnoty Niepodległych Państw) lub w OUBZ (Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym). A jeśli nie chcecie przystąpić do OUBZ, jedziemy do was. Czołgiem. Ponieważ OUBZ jest sojuszem kochającym pokój. A NATO to agresywny blok.
Jednocześnie Zachód czyni wiele wysiłku, by nie dostrzec, że to właśnie Kreml w ostatnich latach zaostrza stosunki z NATO wszędzie tam, gdzie jest to możliwe.
Misja Rosji przy Sojuszu Północnoatlantyckim została praktycznie zamknięta, a wojskowa misja łącznikowa NATO w Moskwie – wydalona z rosyjskiej stolicy, czyli mówimy o de facto zamrożeniu „stosunków dyplomatycznych” między Rosją a Sojuszem. Jeśli na Morzu Czarnym pojawia się brytyjski okręt wojenny poruszający się po wodach uznawanych przez Rosję po zajęciu Krymu za swoje, zostaje ostrzelany. Jeśli nad Morzem Czarnym pokazują się amerykańskie samoloty wojskowe, których ruch w żaden sposób nie narusza suwerenności Rosji, rosyjski Sztab Generalny wysyła myśliwce przechwytujące. Ciągle widzimy podwórkowego łobuza, który desperacko chce konfliktu ze wszystkimi, z byle powodu.
Dlatego groźby Pieskowa i innych rosyjskich urzędników wcale nie są pustym gadaniem. Moskwa dołożyła wszelkich starań, aby kraje sąsiednie zamieniły się w państwa „niepełnosprawne” z częściowo okupowanymi terytoriami. I choć prezydent Stanów Zjednoczonych przekonuje, że zajęcie Krymu i części Donbasu nie przeszkodzi w integracji euroatlantyckiej Ukrainy, to kwestia nierozwiązanego konfliktu terytorialnego państwa aspirującego do NATO może być dla innych członków Sojuszu istotna, nawet jeśli dane państwo – tu: Ukraina i Gruzja – spełni wszystkie standardy NATO.
Jednocześnie Kreml, zasłaniając się względami bezpieczeństwa, straszy nowymi działaniami militarnymi w przypadku przystąpienia Ukrainy do Sojuszu. Nie wyjaśnia przy tym, dlaczego członkostwo w NATO Litwy, Łotwy, Estonii, Polski czy Norwegii – a państwa te również mają wspólną granicę z Rosją – nie doprowadziło do upadku rosyjskiego bezpieczeństwa, a członkostwo Ukrainy to dla władz FR koniec świata. Proponuje się nam po prostu zaakceptowanie rosyjskiego stanowiska jako niepodważalnego faktu: nie można wstąpić do NATO, koniec, kropka.
Szczerze mówiąc, znam odpowiedź na to pytanie. Jeśli Ukraina rzeczywiście kiedykolwiek zostanie członkiem NATO, wówczas okaże się, że Rosja nie może już jej bezkarnie atakować, kraść jej terytorium, zabijać jej obywateli, wywozić ukraińskich przedsiębiorstw do rosyjskich miast – to znaczy robić tego, co zwykle robi pewny swego bezpieczeństwa maniak. I tak, to jest właśnie bezpieczeństwo narodowe, o którym mówi Dmitrij Pieskow. W Pieskowie i jego szefie Putinie drzemie instynkt gwałciciela, który boi się, że ofiara, którą przywykł dręczyć i katować, może zostać mu wyrwana z rąk.
Witalij Portnikow, tłum. Jagiellonia.org
PRZECZYTAJ:
Szef MSZ Ukrainy: Nie interesuje nas opinia Rosji na temat przystąpienia Ukrainy do NATO
Rosja jest państwem-agresorem. Wspólne oświadczenie po szczycie Ukraina-Unia Europejska
Ostatnie komentarze