Wachtang Kipiani [redaktor Prawdy Historycznej i bezkrytyczny gloryfikator OUN-UPA] na Facebooku wyartykułował swego rodzaju podsumowanie historycznych poszukiwań części ukraińskiej narodowej demokracji. Brzmi ono następująco: „Podczas gdy Rosja i Polska mają własne polityki historyczne i są one ukierunkowane na zniszczenie naszej tożsamości i podmiotowości, jesteśmy zobowiązani do posiadania instrumentów obrony i ataku. Na polu historii w szczególności. Ci, którzy tego nie rozumieją – to albo beztroscy głupcy, albo obłudnicy, albo agenci. Albo po prostu nie wiedzą zbyt wiele o realnym życiu.”
Oznacza to, że nie powinniśmy dążyć do poznania prawdy historycznej, lecz powinniśmy być zainteresowani znaczeniem strategicznym i taktycznym informacji historycznej w warunkach działań bojowych z rosyjskimi i polskimi agresorami. [W związku z tym mam] pytanie: a jeśli, powiedzmy, patriotyczny ukraiński historyk znajduje dokument historyczny, który osłabia „nasz” atak i „naszą” obronę, natomiast zapewnia nowe możliwości podstępnemu sojuszowi Stalina i Piłsudskiego? Doprecyzuję: ten historyk to – nie „głupek”, nie „hipokryta”, nie „agent”. Czy opublikuje on taką prawdę historyczną?
Zatem sformułowanie wybrane przez pan Kipianiego dość nieadekwatnie opisuje stan rzeczy. Nie chodzi o „instrumenty obrony i ataku na polu historii”, chodzi o propagandę. W realnym znaczeniu komunikat mówi: historia poszła na wojnę, prawda nikogo nie interesuje, jeśli ona nie osłabia wroga i nie wzmacnia nas.
Ale, znowu, ważne jest, aby zadać sobie pytanie: a czym my tak naprawdę różnimy się od „ruskiego świata”?
Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że „ruski świat” – to kiedy historycy/propagandyści historyczni wszystkimi metodami wychwalają wodza Stalina, Armię Czerwoną, a także wszystkich, którzy zabijali ludzi w imię potęgi Rosji. Wystarczy tylko zmienić nazwisko wodza, nazwę armii, a Rosję zastąpić Ukrainą – i to już nie będzie żaden „russkij mir”, a najprawdziwszy „ukrajinśkyj swit”, o który walczyli wszyscy nasi bohaterscy przodkowie, od trypolców poczynając.
Spieszę rozczarować: to wciąż jeszcze „russkij mir”. Jeśli na fasadzie budynku w stylu Chruszczowa zamiast ogromnego napisu „Lenin żyje” napiszemy „Franciszek Józef Pierwszy żyje!” – to nie przybliży nas do Europy w ogóle, ani dla Austrii w szczególności. Ostatecznie, możecie zastąpić cesarza jakimkolwiek innym politykiem: sowieckie metody budowania świadomości społecznej nie są w stanie zbudować niczego poza kolejną repliką społeczeństwa sowieckiego. Nawet jeśli z zapałem komsomolców będziecie przewracać pomniki komsomolców.
Dopóki będziemy traktować historię jako pole bitwy przeciwko „Lachom” i „Moskalom” – Europa będzie patrzeć na nas jak na jeszcze jedną odmianę dzikusów, u których, co prawda, niedźwiedzie chodzą po ulicach nie w łapciach i z bałałajkami, ale w sandałach z łyka i z kobzami. Niewielka pociecha dla tych, którzy mimo wszystko chcą wejść do Europy jako naród europejski.
„A jak się traktuje historię po europejsku?” – pojawia się logiczne pytanie. Rzecz w tym, że nie istnieje powszechnie obowiązujący europejski stosunek do historii, natomiast są zasady, w oparciu o które współczesna Europa w ogóle istnieje. Najważniejsza z nich – to odpowiedzialność. W ideale, ukraiński historyk powinien przekształcać się w najbardziej surowego prokuratora wobec jakiejkolwiek postaci historycznej, odnośnie której z jego (lub ze społecznego) punktu widzenia należałoby używać przymiotnika „nasza”.
Batalion „naszych” atakował miejscowość, w rezultacie czego zginęło wiele osób spośród ludności cywilnej, co więcej, pochodzących z mniejszości etnicznej? Ukraiński historyk powinien dowodzić, że to ludobójstwo. Jeżeli dowody nie są wystarczające – wtedy tak, on powinien przyznać, że „nasi” w tej sytuacji są czyści, ludobójstwa nie było, pracujemy dalej.
„Nasz” działacz polityczny podczas II wojny światowej rozpoczął współpracę z nazistami niemieckimi? Ukraiński historyk powinien dowodzić, że ten działacz – to jeden z współuczestników Holokaustu. Gdy brak na to dowodów – to w porządku, wtedy można z ulgą uznać, że „nasi” także w tej sytuacji są czyści.
A jeśli nie są czyści? Wtedy my – Ukraińcy – powinniśmy poczuwać się do odpowiedzialności za zbrodnie popełnione przez „naszych”. Cóż, albo przyznać, że oni nie są „nasi”, ale wprost przeciwnie, to marginalna struktura, która nie ma nic wspólnego z głównym nurtem ukraińskiego budownictwa państwowego.I spójrzcie: zaatakowanie skonstruowanego na odpowiedzialności wizerunku narodowej historii nie będzie możliwe ani z rosyjskiej, ani z polskiej, ani z węgierskiej, ani z jakiejkolwiek innej strony. Ponieważ odpowiedzialność – to oznaka siły, nie słabości. Przy tym siły nie tylko zewnętrznej: w kraju, gdzie wszyscy obywatele bez wyjątku wychowywani są w poczuciu odpowiedzialności za swoje działania, nie może być żadnego „berkutu” z jego bestialską brutalnością wobec współobywateli, a także Janukowycza – jako konsekwencji niekończących się populistycznych wyścigów do władzy. Ponieważ, w rzeczywistości, populizm najlepiej rozwija się w krajach o niskim poczuciu odpowiedzialności. W poszukiwaniu przykładu nie trzeba chodzić daleko: Rosja, gdzie katastrofalne problemy wewnętrzne maskowane są „wojującymi dziadami”, „duchowością”, „wielkością państwową” i niesławnym „a u was Murzynów biją”.
I jeśli nie życzymy sobie być maleńką kopią Rosji – to przede wszystkim warto odwołać naszą historię z [wyprawy na] wojny propagandowej. To nie wystarczy do zbudowania cywilizowanego państwa europejskiego – ale to konieczne.
Pavlo Zubyuk – Zaxid.net – tłumaczenie Wiesław Tokarczuk
Jest jakaś szansa na pojednanie. My Polacy również powinniśmy się przyznać do naszych win wobec Ukraińców czyli głównie: 1) Niedopuszczalne okrucieństwo Jaremy Wiśniowieckiego w okresie powstania Chmielnickiego 2) Haniebna polityka polonizacji Ukraińców w okresie poprzedzającym wybuch II WŚ w tym traktowanie Ukraińców jako obywateli drugiej kategorii, brak możliwości zajmowania przez Ukraińców jakichkolwiek stanowisk od wójta poprzez nauczyciela, kolejarza , listonosza czy urzędnika, utrudnienia w zakupie czy nawet dziedziczeniu ziemi, skierowane wobec ukraińskiej cerkwi prawosławnej utrudnienia. Przyznamy się i szczerze przeprosimy i będzie zgoda. No ale czy to się stanie? Zobaczymy czy nasi politycy i historycy dogadają się z politykami i historykami ukraińskimi.
Jednak Ukraińcy również muszą krytycznie odnieść się od zbrodni ludobójstwa UPA i przeprosić za to.
Inaczej Rosja zawsze będzie as Rosja na siebie napuszczała.
Bardzo rozsądny tekst, szkoda, że ciągle zakrzykiwany neonazistowską propagandą. Zbliża się kolejna okazja do rozmowy z Ukraińcami, to rocznica operacji ,,Wisła”, niestety obawiam się, że środowiska związane z ZUwP po raz kolejny wykorzystają tę rocznicę do relatywizowania ludobójstwa Polaków na zasadzie „a u was Murzynów biją”.
Gdy zobaczylam zdjęcie wojenne swojego syna Jarka w artykule Wojna oczami polaka , to mi znowu serce się ścisnelo, jak wtedy. gdy otrzymalam zawiadomienie o mobilizacii jego na wojnę w Donbasie jak kazda matka chcialam go obronić, oslonić od tego zla, co ze sobą niesie wojna. Do ostatniego dnia ukrywalam od niego to zawiadomienie, ale w końcu pomyślalam, że on mi nie wybaczy , że mu nie powiedzialam, bo jest patriotą Kraju Ukraina , w ktorym się urodzil, a też Kraju Ojczystego Polski
Przyznaję prosilam go, żeby nie jechal , a on powiedzial jak nie ja , to kto Strach wspominać , co prżeżylam za te 7 miesięcy 210 dni jego przebywania na wojnie nie bylo snu, nie bylo życia , tylko staly strach , że twoje dziecko pod kulami,,,,
Modlilam się , też caly Kościol się modlil ,i cala Sądowa Wisznia wszystcy się dziwili , że Jarek, mając 2 wyższe wyksztalcenia
skończyl w Lublinie Uniwersytet Marii Sklodowskiej Kuri , we Lwowie Politechnike Lwowską ,zostawil wszystko i pojechal na wojne…
Kiedy wrocil powiedzial , ze jakby nie ci męzni żolnieże stali i stoją żelazną ścianą na Wschodzie Ukrainy, to agresor już bylby w Europie.
Cala moja rodzina modlimy się za tych odważnych żolnierży , ktorzy tam nadal walczą nie zapominajmy o nich, pomagajmy im, bo to oni bronią nasze życia, zycia naszych dzieci i wnukow.