[ARTYKUŁ Z 10 PAŹDZIERNIKA 2021 + POST-SCRIPTUM]
Przywykło się uważać Stanisława Lema, jednego z patronów 2021 roku, za pisarza sf. W jakimś sensie jest to prawdą, choć równie dobrze można powiedzieć o Mickiewiczu, że składał rymy. Co się tyczy wielkiego Lwowianina, pod fantastycznym sztafażem kryją się zarówno rozważania uniwersalne, jak i problemy arcypolskie. Pytanie tylko, co jest czym? I kiedy?
Pasjonując się między innymi tematyką kresową oraz twórczością Lema, miałem w tym roku, w związku z rocznicą wiadomą, połączyć oba zainteresowania w następujących artykułach:
Między „Wysokim Zamkiem” a „Głosem Pana”, czyli o Kresach w twórczości Stanisława Lema
Obecnie jestem w trakcie lektury Edenu – powieści powstałej w roku 1958 i, jak pisze znawca tej literatury, otwierającej tzw. „złoty okres” w twórczości pisarza, kiedy powstaje m.in. Solaris, Powrót z gwiazd, Niezwyciężony czy Głos Pana – słowem: te wszystkie arcydzieła, którymi zaczytuje się już, – no właśnie, które? – trzecie albo czwarte pokolenie Polaków. Eden to opowieść o grupie astronautów, którzy w wyniku błędu matematycznego rozbili się na planecie o tejże właśnie nazwie. Oś konstrukcyjna fabuły zasadza się na próbie znalezienia kontaktu z tajemniczą, a w miarę odsłaniania się, coraz bardziej przerażającą cywilizacją. W pewnym momencie bohaterowie natrafiają na obszerny dół:
„Spiętrzony nad brzegiem rowu woskowy wał wydał im się w pierwszej chwili jednolitą, nabrzękłą bryłą. Straszna woń ledwo pozwalała oddychać. Wzrok z trudnością oddzielał od siebie pojedyncze kształty, w miarę jak je rozpoznawał. Niektóre leżały garbami do góry, inne na boku, spomiędzy stulenia mięśni piersiowych wysuwały się wątłe, blade torsy o odwróconych, wklinowanych między inne twarzyczkach, wielkie kadłub, stłoczone, zgniecione, przemieszane z chudymi rączkami o węzełkowatych palcach – pełno ich zwisało bezwładnie wzdłuż opuchłych boków – pokrywały żółte zacieki”.
Przemycony opis zbrodni katyńskiej? Zważywszy, że książka, wydana na fali październikowej odwilży, stanowi próbę rozliczenia totalitaryzmu raczej w wydaniu komunistycznym – hipoteza taka nie wydaje się bezzasadna. A może jednak wizja egzekucji dokonywanej przez Niemców, np. w ramach akcji T4 – skądinąd służącej za kanwę w Szpitalu Przemienienia? Albo po prostu opis ludobójstwa, jakie może zdarzyć się w Kambodży, Rwandzie, czy Kongu, a więc wszędzie? Lem doświadczył dwu totalitaryzmów, choć to ten niemiecki omal nie pozbawił go życia, sowiecki potraktował go dość łagodnie. Teoretycznie zatem każda odpowiedź byłaby dobra – ale to nie rozwiązuje problemu, który się tutaj zarysował, a który można sformułować następująco: „do jakich zasobów w swojej głowie odwoływał się Lem, kreśląc powyższe słowa”?
Dominik Szczęsny-Kostanecki, 10.10.2021
POST-SCRIPTUM (26 LISTOPADA 2021)
Kilka dni temu na łamach Teologii Politycznej Andrzej Horubała opublikował artykuł pt. „Dlaczego Stanisław Lem nie został wielkim pisarzem”, poniżej podaję link do tekstu:
Andrzej Horubała: Dlaczego Stanisław Lem nie został wielkim pisarzem
Nie mogąc zgodzić się z zawartą w tytule tezą, opublikowałem – w ramach toczonej na facebooku dyskusji – komentarz, który przytaczam tutaj z pominięciem pierwszych słów będących odpowiedzią pewnej pani. Poza tym – bez zmian:
„[…] ta dyskusja toczy się wokół pytania, które sformułował Dariusz Karłowicz, tzn. wprowadzić Lema do panteonu polskiej literatury, czy też trzymać go w przedsionku, no niechby nawet na progu. To zupełnie inny ciężar rozmowy. Ja uważam, że Lem na literacki parnas zasługuje.
Gdybym miał sąd swój uzasadnić, rzekłbym tak: stawiając pytanie, jak to jest, że człowiek dąży do Absolutu, a mimo to wybiera ułomność, Lem zmaga się z tym pytaniem w sposób umiejętny – satysfakcjonujący i niesatysfakcjonujący jednocześnie. Satysfakcjonujący na poziomie formułowania problemu i konfrontowania racji, niesatysfakcjonujący, bo nie daje nam gotowych odpowiedzi. Nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć, czy chodzi tu – i w jakich proporcjach – o nieusuwalne napięcie między pragnieniem „transgresji”, a bojaźliwością, inaczej mówiąc: między postępem i tradycją, czy o to, że „śmierć jest naturą wszechrzeczy („Solaris”), czy może właśnie o niepoznawalność Tajemnicy – ukłony w stronę Dariusz Karłowicz – mimo zaangażowania wszystkich dostępnych człowiekowi „szkiełek i oczu”, symbolizowanych przez „konklawe” najtęższych łbów tego świata („Głos Pana”). Czy też wreszcie o to, że człowiek czerpie z Absolutu, ale roztopić się w nim nie chce („Powrót z Gwiazd”), a to dlatego, że wówczas nie mógłby kochać – kocha się bowiem nie za coś, a pomimo czegoś. Usuwając owo „pomimo czegoś” – utracilibyśmy to, co w Miłości najistotniejsze.
Mam nadzieję, że to nie jest moja nadbudowa nad Lemem, ale że te pytania w jego literaturze rzeczywiście istnieją”.
—
I już absolutnie na koniec: króciutki komentarz w sprawie „Edenu”, który jakiś czas temu skończyłem i który stał się bodźcem do napisania niniejszego artykułu.
Jakkolwiek nie jestem ani odrobinę bliżej odpowiedzi na pytanie, czy opis wrzuconych do dołu zwłok Dubeltów – jak mieszkańców planety nazywają bohaterowie książki – stanowi echo Katynia, to jednak stwierdzić mogę z dużą dozą pewności, że podobnie jak w chwalonym przez wszystkich uczestników facebookowej dyskusji „Solaris”, również w słabszym literacko „Edenie” znaleźć można napięcie między usiłowaniem i niemożnością sforsowania granicy obcości – mimo ustanowienia kanału (pozornej) komunikacji. TAJEMNICA pozostaje nieprzenikniona.
26.11.2021 r.
Ostatnie komentarze