Niedaleko od Żytomierza, na granitowych brzegach rzeki Cietrzew, znajduje się piękne małe miasteczko Korostyszew, którym od 1565 r. władał ród Olizarów. „Mieliśmy wspólnych królów w ramach wspólnej Ojczyzny I Rzeczypospolitej zarówno Polacy i Litwini jak i Rusini. Moi przodkowie uważali siebie za Rusinów” – tak powiedział potomek słynnych hrabiów Jan Olizar.

W 1772 roku na prośbę Józefa Kalasantego Olizara Król Rzeczpospolitej Stanisław August Poniatowski nadał miejskie Prawa Magdeburskie Korostyszewowi nadając równocześnie miastu jedną z dwóch chorągwi herbowych Olizarów jako herb miasta Korostyszewa. Chorągwie te były herbem Korostyszewa do czasu Rewolucji Październikowej. Józef Olizar wybudował istniejące do dziś piękny kościół i plebanie.

Z Panem Janem Olizarem spotkaliśmy się przy herbacie w jednej z warszawskich restauracji. Pan Olizar z nutką nostalgii opowiadał o swoich przodkach i o Korostyszewie. Ze szczególnym rozżewnieniem wspominał on swego ojca, który jako mały 9 letni młodzieniec został zmuszony z rodziną do wyjazdu z Ukrainy. Całą rodziną opiekowała się babcia Pana Jana Olizara , Urszula Olizar, której mąż Włodzimierz Olizar – inżynier budowy mostów – absolwent Politechniki w Rydze – zmarł w młodym wieku w 1913 roku. Włodzimierz Olizar był ostatnim z Olizarów, pochowanym w kryptach rodzinnych pod korostyszewskim kościołem.

Babcia Pana Jana mieszkała wraz z całą rodziną i służbą w swoim majątku ziemskim Czarnolesie pod Korostyszowem. W ostatnich latach I wojny światowej oraz po 1917 roku w trakcie trwania Rewolucji Październikowej nastąpiło gwałtowne pogorszenie bezpieczeństwa ludzi i mienia. Wszędzie w otoczeniu Korostyszewa trwały rabunki i morderstwa. Urszula Olizar była bardzo odważną kobietą. Pochodziła ze szkockiej rodziny królewskiej Stuartów. Do końca życia pieczętowała się herbem Stuartów. W tym czasie wystąpiło realne zagrożenie nie od sąsiednich wsi olizarowskich np. Szczeglejówki czy Orechowej, bo od ich mieszkańców Urszula Olizar zawsze mogła liczyć na pomoc ale od grup zdemoralizowanych długą wojną i propagandą bolszewicką żołnierzy, których w tym czasie było bardzo dużo na terenie dzisiejszego obwodu żytomierskiego. Babcia Pana Jana broniła przed najeźdźcami jak tylko mogła.

Sama zawsze chodziła z pistoletem w kieszeni. Uzbroiła całą rodzinę i służbę w tym również kobiety. Ojciec Pana Jana Władysław Olizar będąc przez kilka miesięcy uczniem szkoły w Żytomierzu, również miał swoją broń. – Nas do wyjazdu zmusili nie Ukraińcy, lecz bolszewicy – Mówił Pan Jan.

Na początku lat 80. Władysław Olizar podjął starania by odwiedzić Ojczyznę przodków i swojej młodości ale ówczesne władze sowieckie Ukrainy mu zabroniły.

Na pytanie w jaki sposób Olizarowie znów zobaczyli Korostyszew i jego okolice tj. rodzinne miejscowości Kmitów czy Studenica, pan Jan Olizar powiedział, że wszystko się zaczęło w 1991 roku.

Mieszkając wówczas w Kalifornii, pan Olizar otrzymał informację, że Polacy-katolicy na Kresach próbują odzyskać zabrane przez bolszewików swoje kościoły, pozamykane po przewrocie bolszewickim.
Jan Olizar napisał list do ambasady ZSRS, że popiera akcję zwrotu kościołów i jeżeli ktoś do Niego się zwróci o pomoc, to chętnie jej udzieli. Po dwóch miesiącach, otrzymał list od księdza Jana Purwińskiego z żytomierskiej parafii św. Zofii. Ksiądz Purwiński pisał, że w Korostyszewie zachował się kościół, który teraz jest kinem, i istnieje grupa Polaków – katolików starających się o jego zwrot. Ksiądz przyjeżdża do Korostyszewa raz w tygodniu odprawiać mszę w drewnianej przybudówce znajdującej się z tyłu kościołu.

Swoje pierwsze spotkanie z już biskupem Purwińskim Pan Jan Olizar wspomina z ciepłym uśmiechem : ’’Najpierw mówi do mnie :”Czy wie Pan co to były Inflanty Królewskie i jaka była ich stolica?” Usłyszawszy moją odpowiedź, że stolicą był Dyneburg, biskup Purwiński uśmiechnął się i powiedział :”No to jeteśmy braćmi”.

Pierwsze spotkanie z Korostyszewem było bardzo serdeczne i wzruszające. Na Pana Olizara czekała tutaj grupa 30 – 40 osób. Widząc go, oni podbiegli i zaczęli całować, ściskać i obejmować, na różne sposoby pokazywać swoją radość z spotkania z potomkiem hrabiów.

Spotkanie odbywało się przed budynkiem, który ewidentnie był kiedyś kościołem, a teraz tam wyświetlano filmy. Hrabiemu Olizarowi udało się nakłonić na swoją stronę dyrektora owego zakładu, który powiedział, że też będzie wspierać działania miejscowych katolików i hrabiego dla odzyskania kościoła. Do oddania kościoła i następnie plebanii przyczyniły się tak naprawdę olbrzymi wysiłek i determinacja wielu mieszkańców Korostyszewa, którzy na co dzień pisali pisma, czynili starania nawet w Moskwie a następnie po zwrocie kościoła pracowali fizycznie przy jego odbudowie starając się o potrzebne materiały budowlane, o które wówczas było bardzo trudno.

Tą pierwszą wizytę w Korostyszewie Pan Jan Olizar wspomina bardzo ciepło. Ze wzruszeniem opowiada, jak do niego podeszła pewna starsza pani, która jak się okazało pracowała w dworze jego babci i podsadzała na konia małoletniego ojca Pana Jana. Jan Olizar wspomina pewien epizod, związany z tym pobytem :”Kiedy zaczęto demontować kilka starych słupów z ogrodzenia terenu przy kościele, okazało się że były one wykonane z czerwonej cegły, a na tej cegle były pieczęcie herbowe Olizarów. Cegły te były w XVIII wieku wykonywane w Olizarowskiej cegielni w Studenicy i wszystkie cegły były znakowane. Ja sobie wziąłem dwie cegły na pamiątkę. Rankiem stwierdziłem, że dobrze by było przywieźć kilka cegieł moim kuzynom jako pamiątkę. Ale jak się okazało, przez noc mieszkańcy Korostyszewa wzięli sobie te cegły, ponieważ były one olizarowskie”. Do odbudowy kościoła szczególnie przyczynił się Salezjanin Niżyński.

Od tego pamiętnego dnia Jan Olizar stara się w różny sposób pomagać Korostyszewowi, chociaż bywa tam rzadko, ale myślami – często. Jego działalność w tej miejscowości jest bardzo znacząca. Pan Olizar pomaga poszczególnym osobom, szkole – internatowi dla dzieci niepełnosprawnych. Wspiera stypendiami młodych ludzi (nie koniecznie polskiego pochodzenia, ale z Polską w sercu), którzy wybierają się na studia do Polski, ale przyrzekają iż wrócą aby krzewić kulturę polską na ziemiach ukraińskich. Także Pan Jan Olizar wspiera naukę języka polskiego w szkołach ukraińskich, parafię katolicką poprzez pomoc w organizowaniu wyjazdów wakacyjnych do Polski dla dzieci z Korostyszewa. Podkreśla, że nie jest warunkiem obowiązkowym mieć polskie pochodzenie. Natomiast jest bardzo ważne być zafascynowanym kulturą polską i dobrymi wynikami w nauce języka polskiego.

Pomógł przy organizowaniu wyjazdu do Polski osób starszych, których rodzice albo dziadkowie zostali zamordowani przez bolszewików tylko dlatego, że byli Polakami. Nazbierało się takich około 40 osób. Niektórzy z nich w ciągu całego swojego życia nie jeździli nawet do Kijowa. Wyjazd dla nich był bezpłatny. Zwiedzili Kraków, Warszawę oraz wiele innych polskich miast. Po powrocie do domu prosili Proboszcza księdza Andrzeja Baczyńskiego, aby dla nich i innych starszych osób zostały zorganizowane kursy języka polskiego przy parafii.

Pan Jan Olizar wielokrotnie podkreślał olbrzymią prace prowadzoną przez Proboszcza parafii Korostyszowskiej Ks. Andrzeja Baczyńskiego i ks. Andrzeja Borkowskiego, którzy obydwaj urodzeni i wychowani na Ukrainie starają się zbliżyć nasze Narody poprzez propagowanie Polskiej kultury i języka polskiego na Ukrainie.

Wielką radość Panu Janowi Olizarowi sprawiło miasto Korostyszew wracając kilka lat temu do historycznych herbów królewskich i stawiając pomnik wybitnemu poecie Gustawowi Olizarowi, który jako właściciel Korostyszewa bardzo przyczynił się do rozwoju miasta a będąc Marszałkiem szlachty kijowskiej uzyskał od Cara Rosji pozwolenie na budowę istniejącego do dziś kościoła Sw. Aleksandra w Kijowie.

Na pytanie co mu się podoba w Korostyszewie, Pan Jan Olizar odpowiedział, że bardzo podoba mu się otwartość ludzi na historię i tradycje. Także stosunek mieszkańców Korostyszewa jest do niego bardzo wzruszający. Bardzo lubi polski język kresowy. Także podkreślił, że bardzo docenia lojalność i w miarę możliwości pomoc władz Korostyszewa wobec jego działalności. Oraz powiedział, że ma w planach pomoc przy odbudowie parku w Korostyszewie, który kiedyś nazywano „małą Zofiówką”.

Pod koniec rozmowy pan Jan Olizar serdecznie życzył mieszkańcom Ukrainy życia w spokojnym i szczęśliwym państwie rozwijającym się w przyjaźni i współpracy z Polską.

Rozmawiała Irena Zagładźko