Polskie Centrum Medialne „Jagiellonia” przeprowadziło wywiad z profesorem Lwowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Iwana Franki Bohdanem Hudziem, który na zaproszenie Zjednoczenia Szlachty Polskiej przyjechał do Żytomierza, by wziąć udział w upamiętnieniu 95. rocznicy paktu Piłsudski-Petlura.

– Panie profesorze, w tym roku obchodzimy 95. rocznicę sojuszu polsko-ukraińskiego 1920 roku. Jak to się stało, że 23 lata po nim doszło do rzezi wołyńskiej?

Prof. Bohdan Hudź: – Przede wszystkim chcę powiedzieć, że Wołyń Zachodni nie poparł w 1920 roku sojuszu Piłsudski-Petlura. Odwrotnie, wołyńscy chłopi w tym czasie nie tylko niszczyli polskie majątki, ale także napadali na obozy armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, która była sojusznikiem Wojska Polskiego. Wydarzenia te doskonale opisał naoczny świadek, ukraiński pisarz Borys Antonenko-Dawydowicz, w powieści „Sotnyk Szurabura”.

Oprócz tego okres międzywojenny także wywarł wpływ na trudne relacje polsko-ukraińskie, które kształtowały się jeszcze we wcześniejszych stuleciach. I to, co się zdarzyło w latach 1942-1943 na Wołyniu, było wynikiem polityki carskich rządów, a później Rosji bolszewickiej i ukraińskich nacjonalistów. Nie wolno też lekceważyć niemieckiej działalności okupacyjnej i prowokacyjnej roli sowieckich partyzantów. To była mieszanka wybuchowa, która spowodowała rzeź.

– Profesor Uniwersytetu Warszawskiego Hanna Dylągowa zauważyła, że w latach 20. XX wieku NKWD wysyłał na Wołyń grupy dywersyjne, które organizowały liczne akcje sabotażu i terroru. Z tego wynika, że Moskwa czyniła wiele wysiłków, aby prowokować i pogłębiać wrogość między Polakami i Ukraińcami. Jak może pan skomentować te stwierdzenia?

– Te stwierdzenia właściwie oddają istotę rzeczy. Opisałem to w swojej książce „Ukraińcy i Polacy w Naddnieprzu, Wołyniu i Galicji Wschodniej w XIX i pierwszej połowie XX wieku”. Wysyłanie sowieckich grup dywersyjnych trwało aż do początku lat 30. Lata 20. i 30. to czas wielu akcji sabotażowych sowieckich dywersantów. Czasem dochodziło nawet do zajęcia niewielkich miasteczek na Wołyniu. Nieprzypadkowo więc pierwsze zabójstwa Polaków zaczęły się w północno-wschodnich powiatach Wołynia, a raczej Polesia. Właśnie tam, gdzie sowieccy dywersanci mieli największe wpływy. Należy też podkreślić, że tylko 20 proc. buntów na Wołyniu miało charakter nacjonalistyczny, reszta (80 proc.) została przeprowadzona pod hasłami bolszewickimi.

Aby zrozumieć rozmach tych akcji dywersyjnych, warto przypomnieć, że w 1932 roku do stłumienia antypolskiego powstania trzeba było użyć dziesiątków tysięcy żandarmerii, wojska i policji oraz samolotów i techniki wojskowej. Można sobie wyobrazić, jak sowiecka działalność wywrotowa podsycała antypaństwowe nastroje wśród ludności ukraińskiej na Wołyniu w okresie międzywojennym.
Konstanty Srokowski [polski publicysta i działacz polityczny, przeciwnik polskiej polityki narodowościowej na ziemiach białoruskich i ukraińskich – red.] w swoim raporcie z 1923 roku uprzedzał, że jeżeli społeczna polityka państwa polskiego wobec chłopów na Wołyniu się nie zmieni, wzrośnie zagrożenie ogromnego wybuchu. Niestety, jego obawy spełniły się w latach II wojny światowej.

– Rosja po rozbiorach I Rzeczypospolitej panowała w Europie Wschodniej za pomocą zasady dziel i rządź. Co pogłębiało narodowe i społeczne konflikty między Polakami i Ukraińcami?

– Jeżeli mówimy o narodowości ukraińskiej, należy podkreślić, że po rozbiorach Rzeczypospolitej na tych terenach nie było jeszcze nowoczesnej tożsamości ukraińskiej. Ta zaczęła się kształtować dopiero po walkach wyzwoleńczych w latach 1917-1920.

Jeżeli jednak mówimy o konfliktach społecznych, to tak, oczywiście, miały miejsce. I były dosyć ostre, ponieważ z jednej strony była wielomilionowa masa chłopstwa ruskiego, z drugiej zaś mniej liczna, za to bardzo wpływowa warstwa ziemiaństwa polskiego. W tym wypadku widzimy nałożenie narodowości na stan społeczny. Rusini, czyli ukraińscy chłopi, jeżeli korzystać ze współczesnej terminologii, byli gnębioną masą. Natomiast Polacy znajdowali się na szczycie piramidy społecznej. Oprócz przepaści społeczno-gospodarczej dzieliła ich też różnica religii. Chłopi byli w większości prawosławni, a ziemianie katolikami rzymskimi.

Jeśli przeanalizować historię Ukrainy Prawobrzeżnej od rozbiorów Rzeczypospolitej do II wojny światowej, wyraźnie widać, jak Rosja skutecznie wykorzystywała wszystkie sprzeczności między Polakami i Ukraińcami. Tę niechęć, nienawiść, ten ciągły konflikt, walki o ziemię rząd rosyjski bardzo sprytnie wykorzystywał do swoich celów. Prawosławny monarcha obłudnie przedstawiał siebie jako obrońcę interesów prawosławnego ukraińskiego ludu, którego sytuacja była bardzo skomplikowana. Wkrótce rosyjska polityka dziel i rządź przyniosła swoje pierwsze gorzkie owoce.

W czasie powstania listopadowego (1830-1831) ruscy (czyli ukraińscy) chłopi zajęli pozycję przychylnej neutralności wobec władz rosyjskich. Natomiast powstanie styczniowe (1863-1864) zostało stłumione w większości siłami ukraińskich chłopów. Do tak zwanych wart wiejskich, których zadaniem było zduszenie powstańczego ruchu, zgłosiło się ponad trzysta tysięcy włościan. Sześć tysięcy powstańców i trzysta tysięcy chłopów – na jednego powstańca przypadało pięćdziesięciu uzbrojonych członków wart wiejskich.

Przed I wojną światową – to bardzo ciekawy fakt – w guberni wołyńskiej wszyscy chłopi należeli do organizacji Czarna Sotnia, do czarnosecinnych organizacji Związek Narodu Rosyjskiego i Związek św. Michała Archanioła. Dwa miliony chłopów!!! Ich hasłem było „Ziemia i Wolność” – wygnać polskich ziemian, ziemie oddać ruskim chłopom.

W 1943 roku jeden z liderów banderowskiej OUN Kłym Sawur, jak kiedyś bolszewicy, podpisał dekret o ziemi, zgodnie z którym wszystkie ziemie polskich kolonistów miały być przekazane bezrolnym wołyńskim chłopom. W ten sposób wcielono w życie bardzo korzystną dla Stalina politykę dziel i rządź i stworzono przepaść między Polakami i Ukraińcami, co w końcu doprowadziło do rzezi wołyńskiej.

– Jaką radę mógłby pan dać współczesnym polskim i ukraińskim politykom, którzy pragną osiągnąć historyczne pojednanie i porozumienie?

Wiele lat temu jeden z twórców sojuszu polsko-ukraińskiego Symon Petlura rzekł: „My, Ukraińcy i Polacy, musimy dojść do porozumienia, żeby się oprzeć Moskwie. Żadne z polsko-ukraińskich nieporozumień z przeszłości nie powinny być podstawą współczesnej realnej polityki”. Dzisiaj te słowa są niezwykle aktualne.
Myślę, że te słowa najlepiej odzwierciedlają konieczność połączenia wysiłków w celu zapewnienia bezpieczeństwa państw Europy Środkowo-Wschodniej. Uważam, że nieprzypadkowo na Ukrainie nabiera siły ruch zwolenników Międzymorza – Sojuszu Bałtycko-Czarnomorskiego. Chcemy być nie obiektem, lecz podmiotem polityki międzynarodowej. Dlatego musimy zjednoczyć wysiłki.

Jagiellonia.org