Bezprecedensowa w historii Zachodu akcja wyrzucenia rosyjskich oficerów wywiadu działających pod przykryciem dyplomatycznym to reakcja na otrucie Siergieja Skripala. Jak widać, dowody przedstawione przez Londyn są na tyle mocne, że nawet Niemcy zdecydowały się przyłączyć do takich kroków odwetowych. Bez wątpienia jest to duże i przykre zaskoczenie dla Moskwy, której jednym z celów od lat jest podzielenie Zachodu i samej UE.

Utrudni to też na dłuższy czas działania rosyjskiemu wywiadowi. Nie wolno jednak przy tym zapominać, że to w innej dziedzinie można boleśniej uderzyć w Rosję. To współpraca energetyczna: Gazprom jest wciąż jednym z głównych dostawców gazu do Europy. Zamiast to ograniczać, część krajów UE, wręcz przeciwnie, chce zwiększać to uzależnienie. Prawdziwym testem dla solidarności Zachodu będzie stanowisko poszczególnych krajów w sprawie projektu Nord Stream 2.

Stany Zjednoczone, duża grupa krajów członkowskich UE, Ukraina oraz Kanada podjęły niemal jednocześnie decyzje o wydaleniu dziesiątków rosyjskich dyplomatów w odwecie za otrucie byłego oficera GRU Siergieja Skripala i jego córki w Wielkiej Brytanii. Prezydent Donald Trump zarządził wydalenie z USA 60 rosyjskich oficerów wywiadu działających pod przykryciem dyplomatów (w tym 12 pracujących w siedzibie ONZ w Nowym Jorku) oraz zamknięcie konsulatu rosyjskiego w Seattle. To największe w historii USA jednorazowe wydalenie rosyjskich (sowieckich) dyplomatów. Szesnaście krajów UE zdecydowało się na wyrzucenie rosyjskich dyplomatów. Po czterech ma opuścić Polskę, Niemcy i Francję. Po trzech opuści Czechy i Litwę. Inne kraje wyrzucają po jednym lub po dwóch Rosjan. Wcześniej 23 rosyjskich dyplomatów wydaliła Wielka Brytania. Jeśli dodać USA (60), Kanadę (4) i Ukrainę (13), liczba Rosjan uznanych za persona non grata wynosi już ponad 100 osób. Zamiar usunięcia rosyjskich agentów działających pod przykryciem dyplomatów zapowiedziały też europejskie kraje nie będące członkami UE, jak Norwegia, Macedonia i Albania.

Nie wiadomo, kto konkretnie z rosyjskich agentów będzie musiał wracać do kraju. Nie wiadomo, ilu z tych „dyplomatów” zajmowało się na przykład działaniami w sferze bezpieczeństwa energetycznego UE. Tym bardziej znaczące jest działanie Warszawy. Tego samego dnia, w którym kolejne kraje ogłaszały wydalenie Rosjan, polskie władze oświadczyły, że ABW zatrzymała kilka dni wcześniej urzędnika, który jest podejrzany o współpracę z rosyjskim wywiadem i dostarczanie Moskwie informacji na temat strategicznych projektów energetycznych Polski. Z nieoficjalnych informacji wynika, że dwóch z czterech wydalonych tego dnia przez Polskę rosyjskich dyplomatów to oficerowie prowadzący podejrzanego o zdradę Polaka. W ten sposób Warszawa wysłała jasny sygnał, że jedną z najbardziej zagrożonych przez działania wywiadowcze Moskwy dziedzin jest bezpieczeństwo energetyczne. Do tej pory część członków UE, z Niemcami na czele, mimo wydalenia w geście solidarności rosyjskich dyplomatów, w sprawie kluczowej – czyli współpracy gazowej z Rosją – nie chce podejmować kroków, które Moskwa mogłaby uznać za wrogie. Tymczasem prawdziwym uderzeniem i bolesną karą dla Rosji byłoby nie wydalenie nawet dziesiątków agentów wywiadu działających pod przykryciem dyplomatów, ale zablokowanie projektu Nord Stream 2 i pomoc Europie Środkowej i Wschodniej w dywersyfikacji dostaw i redukcji uzależnienia (a czasem wręcz monopolu) od gazu z Rosji.

Warsaw Institute