11 lipca 1943 to niezwykle tragiczna data w historii Polski, Ukrainy i całej Europy Środkowo-Wschodniej. Tragedia ta miała wiele aspektów. Prześledźmy, jak się zdaje, najważniejsze z nich i zastanówmy się, co nam w ich obliczu czynić wypada – sugeruje redaktor naczelny portalu – Dominik Szczęsny-Kostanecki
Nie zabijaj!
I chociaż w toczącej się dyskusji historia podpowiada, że to ten drugi, czyli Ukrainiec, był Kainem, nie możemy, chcąc zachować uczciwość wobec tak silnie umiejscowionych w metafizyce norm postępowania, udawać że nie istnieli żołnierze AK, którzy – w ramach odwetu – nie dokonywali zbrodni na ukraińskich – bogu ducha winnych – cywilach. Pytanie – wcale niełatwe – czy jesteśmy gotowi w imię tylekroć z dumą przytaczanej wierności surowym boskim prawom, wydalić takie postaci z naszego panteonu?
Nie ma znaczenia, że w porównaniu z siepaczami było ich niewielu. Nie oszukujmy się: powstańców latem 1944 w zderzeniu z całą ludnością Warszawy też była garstka. Co z tego, skoro to oni byli ważni? Bo to im, a nie wszelkiego rodzaju pozytywistom stawiamy pomniki, które na chwilę – na przykład 6 lipca 2017 roku – potrafią skupić na sobie uwagę każdej liczącej się na świecie stacji telewizyjnej.
Pamięć
Dlaczego zatem odpowiedzialności za inną zbrodnię na Polakach – myślę tu o Katyniu – mamy prawo domagać się na poziomie ogólnonarodowym? – zapyta ktoś. Choćby dlatego, że tam mieliśmy do czynienia z czymś jeszcze gorszym: z czystką/ludobójstwem o charakterze nie tylko narodowym, ale i „elitocydalnym” – tzn. mającym w ramach danej Wspólnoty wymordować Najlepszych.
Polacy powinni skupić się nie na wzywaniu rady miasta Kijowa – skądinąd proszącej się o kłopoty – do „zdebanderyzowania” nazwy jednej z ulic, ale na stawianiu krzyży i paleniu zniczy. Jeśli kto nie widzi siły drzemiącej w konsekwentnie, lecz niekonfrontacyjnie i przez to uniewinnionej pamięci, niech uświadomi sobie, jak pozostający wiele lat w opozycji PiS budował swoje okopy św. Trójcy. Warty w Porycku, Hucie Pieniackiej, Ostrówkach, Parośli… mogą okazać się siłą podobną do smoleńskich miesięcznic.
Oczywiście nie znaczy to, że nie należy Ukraińcom proponować przyjemniejszych z naszego punktu widzenia bohaterów, jak chociażby Petlury, a nawet Bulby-Borowcia. Trudno jednak oczekiwać, że nastąpi to szybko i bez zgrzytów. Swoje na pewno odegra fakt otwarcia się Europy na Ukrainę i zarażenia jej ogólną niechęcią do etnicznego nacjonalizmu… Innymi słowy – za 15 lat dopełnią się nad Dnieprem takie procesy, które sprawią, że śmieszny w gruncie rzeczy Bandera stanie się granatem upuszczonym we własnych szeregach. W każdym razie z perspektywy pędzącego na oślep świata jest to perspektywa „długiego trwania”.
Geopolityka
Jedno słowo, nie schodząc z ust polskiej dyplomacji, nie schodzi ostatnio również z ust polityków pozostałych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Tym słowem jest „Trójmorze”. A jako że projekt – na własne nieszczęście – nigdy poza przełomem XV i XVI wieku nie nabrał ciała, to znaczy nie pojawił się w twardej, zinstytucjonalizowanej formie – przez każde z kilkunastu państw-członków rozumiane jest inaczej.
Polacy, myśląc o Międzymorzu, delikatnie meandrują między: a) blokiem ziemi znajdującym się pod kontrolą państw, na tronach których zasiadali: z jednej Kazimierz Jagiellończyk i jego młodsi synowie, z drugiej ich starszy brat Władysław – a później Ludwik – Jagiellończyk; b) koncepcją Piłsudskiego – można ją również nazwać wersją TURBO – to znaczy powiększoną o Finlandię; c) wersją minimalistyczną, zredukowaną do obszaru „a)” minus wszystkie obszary nienależące do Unii Europejskiej, ewentualnie zrekompensowaną poprzez Austrię.
Dodajmy, że trzeci typ Trójmorza jest najbardziej – choć to i tak coś – „dziadowski” w tym sensie, że jest po prostu najsłabszy, a poza tym redukuje polskość i ewentualne wpływy polskie do perspektywy sukcesu po roku 1989. Cały historyczny pawęż, tzn. Wielkie Księstwo Litewskie i Ruś zostają za burtą.
Niestety, pomóc w utwardzeniu się Polaków w decyzji o budowie „małego” Intermarium pomóc może Warszawie coraz silniej dające się odczuć zniechęcenie faktem, iż nasi przyjaciele Ukraińcy nie postawili kropki nad „i” jeśli chodzi o rozliczenie Wołynia.
Polsce zaczęło się ostatnio wiele rzeczy udawać i stąd być może to rozczarowanie niedostatkiem mocy na jednym z odcinków, który akurat – trudno się temu dziwić – uznaliśmy za ważny. Po pierwsze pamiętajmy – na co pierwszy zwrócił uwagę bodajże dr Targalski – że Trójmorze jako próba konsolidacji wschodnioeuropejskiej bez Ukrainy jest w zasadzie nieporozumieniem, ponieważ milcząco oddaje ją na powrót w rosyjską strefę wpływów.
Po drugie, wiele zależy od tego, czy z perspektywy Alei Szucha obecny format jest bytem przejściowym, czy punktem dojścia. To pierwsze – zważywszy, że stare notatki Marszałka trafiły na biurko najważniejszych osób w Państwie – byłoby wyjściem w zasadzie optymalnym. Jeśli jednak prawdziwa okaże się ewentualność druga, to „małe” Międzymorze będzie zbyt słabe na polski sen o szpadzie.
Jagiellonia.org / Dominik Szczęsny-Kostanecki
Ostatnie komentarze