Wizyta Prezydenta USA Donalda Trumpa w Polsce.

Bartosz Wieliński, w artykule dla New York Times’a, pisząc o wizycie prezydenta Trumpa w Polsce, w związku ze szczytem Inicjatywy Trójmorza (6 lipca), określił Polskę jako „problematyczną” (ang. troubled), co w jego oczach jest naganą. Niesłusznie.

Być problematyczną musi być celem polskiej polityki zagranicznej. Podobnie jak jest ona celem polityki Orbana. W relacjach międzynarodowych liczą się tylko te kraje, które swoimi działaniami, a nawet planami działań, samą intencją, powodują skutki.

Rafał Matyja pisząc jeszcze w latach 90. jako największą wadę państwa polskiego wskazywał – zresztą nie tylko on – imposybilizm. Ten imposybilizm, jak każda choroba, przerzuca się na różne ciała. Zaraża w końcu każdą instytucję, każdy urząd. Wpływa też na zewnętrzne działania kraju. Realizowana od roku, mająca być ukoronowaniem zwrotu w polskiej polityce zagranicznej, Inicjatywa Trójmorza, to powrót do starego problemu podmiotowości.

Nie chodzi tutaj o stawianie zarzutu, że zamierzchła ekipa kierująca naszym krajem podmiotowość ignorowała. W wielu punktach politykę tandemu Tusk-Sikorski można usprawiedliwiać. Szczególnie pod koniec poprzedniej dekady, gdy na wschodzie zaczęły zachodzić procesy nam niekorzystne – gdy chwiała się władza prezydenta Juszczenki, a Ukraińcy w końcu oddali władzę Janukowyczowi, a na Białorusi jak nie było społecznej rewolucji, tak jej nie było dalej (zresztą aż do teraz).

W tej sytuacji, jak postulował Marek Cichocki, musiał zajść kopernikański zwrot w polskiej polityce wschodniej i przez to zagranicznej jako takiej. Marsz na zachód ku Francji i Niemcom był oczywisty. Inna kwestia, że był to bardzo krótki marsz.

Choć Sikorski chciał być rewolucjonistą w polityce zagranicznej, to jego spojrzenie wpisane było w stary schemat. Postrzegania Polski jako państwa między Niemcami a Rosją. Notabene słynne „kondominium” Kaczyńskiego, również wywodzi się z tego schematu.

Jest to jednak, gdy chodzi o ustalenie naszego, aktualnego geopolitycznego położenia twierdzenie, już, błędne. Gdy Cat-Mackiewicz mówił, że jesteśmy położeni między tymi potęgami, to rozumiał to tak, że dzieli nas od nich równy dystans, równy dystans wrogości i przyjaźni, że obie te siły w równym stopniu mogą nam zagrozić. Dziś takie postawienie sprawy jest błędne.

Nie chodzi tu o przekonanie, że Niemcy są naszym bezwarunkowym sojusznikiem, chodzi oto, że groźba z ich strony jest minimalna w porównaniu z Rosją. Prawdopodobieństwo, że niemieckie czołgi przejdą przez Odrę jest zerowe. PiS uświadomił sobie, że właściwym opisem naszej sytuacji geopolitycznej jest stwierdzenie, że leżymy w Europie Środkowo-Wschodniej.

„Cóż to za odkrycie?” – krzyknie oburzony. O Europie Środkowo-Wschodniej jako obszarze geopolitycznym wiele się mówiło w latach 80. i 90. Miała ona w oczach jej admiratorów, np. Havla, być czymś osobnym, suwerennym, wyróżnionym – subkontynentem europejskim, gdzie nie tylko sprawy społeczne i polityczne dzieją się inaczej, ale może nawet panują odmienne prawa.

Przekładało się to na przekonanie rządów środkowoeuropejskich, że powinny stanowić jakąś jedność. Pamiętajmy – było to na wiele lat przed wejściem tych krajów do Unii. Inicjatywy, które powstawały, by oddać tę specyficzność, jednak szybko zanikały. Np. martwe, choć jedno z nowszych, Partnerstwo Wschodnie. Charakterystyczna jest tutaj postawa Czech, które to współtworzyły takie wspólnoty, to się oddalały, zarzucając im nieaktualność.

Europa Środkowo-Wschodnia wciąż pozostawała więc tylko przestrzenią geograficzną. Ostatnie lata są jednak ponownie jej ożywieniem, przejściem od biernej przestrzenności do aktywnego istnienia jako bytu politycznego.

Obecna polityka polskiego rządu skutkuje nie tylko tym, że „Nowa Unia”, „Nowa Europa” zaczyna działać samodzielnie, przede wszystkim wyrywa ona Polskę z ułożenia na linii wschód – zachód, podarowując polskiej polityce zagranicznej więcej swobody. Jak to często bywa w polityce – rządzi tym paradoks, wtopienie się w większy polityczny byt dostarcza mocy do realizacji własnych politycznych zamierzeń.

Wizyta Trumpa jest postrzegana, nie tylko przez polski rząd, ale także przez światowe media, jako ważny czynnik, perła w koronie. Potwierdzenie doniosłości budowanych przez Polskę inicjatyw. Wizyta Trumpa nie jest jednak niewinna. I tego trzeba się obawiać. Jest ona siłą rzeczy, choćby poprzez fakt, że jest przystankiem przed wizytą Trumpa w Hamburgu na szczycie G20, wpisana w szerszy kontekst: wewnętrzny spór o kształt Europy.

Amerykanie myślą dużymi „blokami” – Europa Zachodnia, Europa Środkowo-Wschodnia, Bliski Wschód, Rosja itp. jak przystało na porządne imperium. Polska wpisana jest w jeden z tych bloków. Trudno więc z perspektyw Waszyngtonu przecenić polsko-chorwacki projekt, zarówno jeśli chodzi o politykę wojskową jak i gospodarczą (kwestia amerykańskiego gazu).

Przewidywane wsparcie dla Trimarium udzielone przez amerykańskiego prezydenta powoduje, że ci, którzy z Trumpem chcą dziś się zmierzyć – a na takie starcie szykują się w Berlinie i Paryżu, będą Inicjatywę odczytywać w kontekście polityki amerykańskiej. Inaczej mówiąc będzie ona postrzegana jako narzędzie USA.

W przypadku, gdy Berlin i Paryż zdają się nie akceptować dłużej, nie w dotychczasowej formie, przywództwa amerykańskiego, musi dość w jakimś momencie do jego wypowiedzenia. Stąd też próba symbolicznego unieważnienia liderstwa Waszyngtonu pod egidą „niedemokratycznego” prezydenta. Co Trump powie w Warszawie? Odpowiedź jest łatwa do przewidzenia: zapewni o wadze Inicjatywy i jej wsparciu ze strony USA.

Pytanie tylko na ile użyje jej do krytyki zachodniej Unii. Polska polityka zagraniczna w tej sytuacji znajduje się między Scyllą a Charybdą; Polsce musi zależeć, aby Inicjatywa Trójmorza była wpisana w szerszy system bezpieczeństwa i gospodarczego obiegu, powoduje to jednocześnie, że staje się ona częścią rozwijającego się od kilku miesięcy kryzysu w relacjach atlantyckich.

Może to w dalszej kolejności przyczynić się do generalnego odrzucenia Trimarium przez Berlin i Paryż jako „wrogiego” projektu. Za sprawą wizyty Trumpa Inicjatywa uzyskała dodatkowy rozgłos. Co interesujące tytuły sugerujące, że Trump zamierza wesprzeć tym samym „antyzachodnią Polskę” można było spotkać w prasie liberalnej jak i konserwatywnej. Inaczej wprawdzie oceniano tam naszą „antyzachodniość”; nie zmienia to jednak faktu, że jest to dziś najczęściej dostrzegana cecha naszej polityki zagranicznej.

Jagiellonia.org / Łazarz Grajczyński