Nowej propozycji separatystów działających na wschodzie Ukrainy, którzy zaproponowali przekształcenie Ukrainy w federacyjne państwo, trudno nie uznawać za rodzaj prowokacji, bez politycznego znaczenia.

Poczynając oczywiście od nazwy państwa – Małorosja, która każdemu Ukraińcowi, który ma choćby minimalne patriotyczne uczucia musi kojarzyć się źle. W przypadku Polski analogia byłaby gdyby jakaś partia zaproponowała zmianę nazwy powiedzmy na Priwislanskij Kraj.

Jak do powstania Małorosji miałoby dość? Na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Media różnie interpretują słowa Zacharczenki – szefa Donieckiej Republiki Ludowej i pozostałych jej liderów, w ich mniemaniu samodzielnego państwa. To albo plan na zjednoczenie albo też anschluss przez DRL całej Ukrainy. Ze słów samego Zacharczenki można wnioskować, że widzi on cały projekt, bardzo ambitnie, czyli włączenie całej Ukrainy do DRL z Donieckiem jako stolicą. Sam Zacharczenko określa Małorosję jako sukcesora Ukrainy. Zdążono już zaprezentować konstytucję nowego kraju i mapę. Sama Ukraina wedle niego ma być państwem upadłym.

Lecz pomysł szefa DRL raczej nie spotkał się z tak wielkim entuzjazmem i jednoznacznie pozytywnym przyjęciem w samej republice na jaki liczył. Przez innego z prominentnych członków władz DRL, Puszlina, inicjatywa została wczoraj określona wprawdzie jako interesująca, ale nie ma jeszcze poparcia władz obu „republik”. W informacji Doneckiej Agencji Informacyjnej utworzenie Małorosji została określone jako sposób na ponowne zjednoczenie Ukrainy i Donbasu. Jest to więc rozumienie bliższe optyce Kremla. Nie wchłoniecie nowych ziem, lecz zjednoczenie.

Władze bliźniaczej republiki w Ługańsku przekazały, że o inicjatywie nie były informowane. Reakcja władz Ukrainy nie jest trudna do przewidzenia. Pytanie zasadnicze jak należy traktować całą tę inicjatywę? Piotr Andrusieczko z Gazety Wyborczej określił działania Zacharczeki jako akt desperacji. Jednak możliwe, że jest to przejawem przetasowań lub próba sił. Trwanie obu „republik” na wschodzie straciło już oczywiście sens także dla Moskwy.

Władze rosyjskie odniosły się do donbaskich planów: Dymitr Peskow, rzecznik rządu rosyjskiego określił „Małorosję” jako osobistą inicjatywę Zacharczenki, choć może ona być „przedmiotem analiz i refleksji”. Borys Gryzlow – rosyjski wysłannik na rozmowy pokojowe w Mińsku, jednoznacznie odrzucił plany DRL.

Kilku innych rosyjskich polityków zdążyło wyrazić sympatię dla nowej inicjatywy. Pytanie czy to próba sondowania zmiany oraz strategii? Plany Zacharczenki wydają się raczej przeczyć jakiejkolwiek racjonalnej polityce. Gdyby potraktować je poważnie, to od tego momentu DRL rości pretensje terytorialne do całej Ukrainy. Jeśli celem polityki Kremla, co podkreśla on również obecnie, jest przekształcenie Ukrainy w federację to „Małorosja” w tym wydaniu jest drogą donikąd. Stąd trudno traktować go jako plan, który wyszedł z kremlowskich komnat.

Dlatego też ruch Zacharczenki można odczytywać jako szantaż skierowany w stronę Rosji oraz separatystycznych władz w Ługańsku, wymuszenie na niej porzucenia ugodowej polityki, zgody na porozumienia mińskie i przystąpienie do nowych działań. Gdyby jednak to Rosja miała stać za „Małorosją”, mogłoby to faktycznie zapowiadać nowe zaangażowanie militarne. Lecz przecież na „wolę narodu ukraińskiego” do włączenia go do nowego państwa nikt nie uwierzy. I Moskwa jest w pełni tego świadoma.

W dotychczasowych rozmowach pokojowych, ani DRL ,ani ŁRL nie były stroną – pozostawały nią tylko Ukraina i Rosja. Jeśli Kreml w najbliższym czasie będzie się starał zakończyć konflikt na swoich warunkach, czyli jednak włączyć obie separatystyczne republiki do rozmów, to możliwe, że planuje zacząć od przesadnych, nawet politycznie absurdalnych, żądań, aby później je łagodzić. Chyba, że jednak Zacharczenko chce odegrać jakąś samodzielną rolę.

Jagiellonia.org / Łazarz Grajczyński